Od dawna stykam się z relacjami osób opisujących swoje próby dokonania apostazji. Chociaż dla większości ludzi niewierzących jest obojętne, czy ich nazwiska znajdują się w kościelnych archiwach osób ochrzczonych – tym samym poprawiając statystyki liczby katolików w naszym kraju – to niektórzy z nich nie chcą uczestniczyć w tej fikcji. Ci, którzy zdecydowali się załatwić sprawę swojego odejścia z Kościoła w sposób formalny, opisują ten proces jako „drogę przez mękę”.
Od lutego 2016 obowiązuje „Dekret ogólny Konferencji Episkopatu Polski w sprawie wystąpień z Kościoła oraz powrotu do wspólnoty Kościoła”, który instruuje proboszczów jak mają reagować na trafiające do nich deklaracje opuszczenia Kościoła. Gdy otrzymują takie pismo, mają sporządzać w księdze chrztów adnotację nie o wystąpieniu, a o złożeniu oświadczenia woli o wystąpieniu. To nie to samo. Wspomniany dekret zabrania jednocześnie proboszczom wydawania zaświadczeń o wystąpieniu z Kościoła – można od nich otrzymać tylko akt chrztu z adnotacją o złożeniu oświadczenia woli o wystąpieniu z Kościoła. Kościół traktuje więc deklarację opuszczenia go jako akt jednostronny, dokonany tylko przez występującego, ale nie przyjęty do wiadomości przez samą instytucję. W dodatku „Dekret…” stawia pewne dodatkowe, trudne do spełnienia, wymogi poza oświadczeniem woli opuszczenia Kościoła. Jeden z nich zakłada, że deklaracja ta ma być składana osobiście. To wymóg sprzeczny z powszechnie obowiązującym w Polsce prawem do posiadania pełnomocnika. Dodatkowo oświadczenie woli wystąpienia z Kościoła musi zawierać „motywację woli zerwania wspólnoty z Kościołem”.
Nawet spełniwszy te wymogi „petent” nie może mieć pewności, że władze kościelne przychylą się do jego prośby, bo dalszy bieg sprawy zależy całkowicie od ich arbitralnej decyzji. Uzależniony jest od tego, czy „proboszcz nabył pewność moralną, że decyzja, jaką podejmuje odstępca (…) jest dowodem na porzucenie wspólnoty z Kościołem, rozumianej jako zerwanie więzi wiary, sakramentów i władzy pasterskiej”.
Art. 53 Konstytucji RP oraz art. 2 pkt. 2a Ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania zapewniają prawo do dowolnego wstępowania i występowania ze związków wyznaniowych. Tymczasem, jak widać, Kościół katolicki nie stosuje się do tych zapisów, utrudniając, albo w praktyce uniemożliwiając wypisywanie się z jego szeregów.
W związku z tym zwróciłam się pod koniec lipca do Premiera z serią pytań o to, co uczynią władze RP, by zobowiązać władze Kościoła katolickiego do zmiany zwyczajów stających w sprzeczności z konstytucyjnymi prawami obywateli i obywatelek RP.
Premier Morawiecki nie udzielił mi odpowiedzi, ale przekierował moje pytania do MSWiA.
Odpowiedź, jaką otrzymałam stamtąd kilka dni temu może szokować.
Ministerstwo (odpowiedź jest sygnowana przez podsekretarza Stanu – Błażeja Pobożego) odwołuje się do wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 9 lutego 2016 r. , który wskazał, że by akt wystąpienia z Kościoła okazał się skuteczny, musi zostać przyjęty do wiadomości przez kompetentną władzę kościelną. Ponadto stanowi, że „państwo w żaden sposób nie może ingerować w sferę przynależności do kościoła. (…)Nie jest przy tym wystarczające odwołanie się do oświadczenia o woli wystąpienia z Kościoła, a sprawy sporne na tym tle są sprawami kościelnymi, które winny być rozstrzygane na zasadach i w trybie określonych przez prawo kościelne.”
Przedstawiciel Ministerstwa podsumowuje swój list stwierdzeniem, że stanowisko MSWiA dotyczące możliwości wystąpienia z Kościoła jest zgodne z aktualnym orzecznictwem NSA.
Zdumiewające jest, że państwo nie stoi na stanowisku – zgodnie z powszechnie przyjętą praktyką, normami prawnymi i zapisami Konstytucji – że rozstrzygająca jest wola osoby zainteresowanej. Zwłaszcza że w większości przypadków mówimy tu o osobach, które zostały ochrzczone we wczesnym dzieciństwie, wstępując tym samym do Kościoła nie na podstawie własnej, ale cudzej decyzji.
Tym samym władze niestety przyzwalają na to, by procedury związane z przynależnością do Kościoła katolickiego w Polsce wpisywały się w schemat znany z opowieści o mafii: łatwo do niej wstąpić, ale opuścić ją można tylko „nogami do przodu”. Tego rodzaju systemowe występowanie przeciwko prawom jednostki, motywowane zapewne chęcią przypodobania się stronie kościelnej może jednak przynieść odwrotny do zamierzonego skutek – ludzie naprawdę nie lubią być do czegoś zmuszani, a na dłuższą metę społeczne zaufanie do instytucji Kościoła może w wyniku takich zabiegów jedynie dalej podupadać.
W liście z MSWiA znalazła się też odpowiedź na moje pytania związane z problemem dysponowania przez Kościół danymi osobowymi osób ochrzczonych. Zgodnie z zasadami GIODO, w tym wypadku by usunąć dane z rejestru powinna wystarczyć deklaracja osoby zainteresowanej, ale niestety, tutaj także Ministerstwo – powołując się na wyrok NSA – jest przeciwnego zdania. Ochrona i ewentualna zmiana danych osobowych osób deklarujących wolę wystąpienia z Kościoła są poddane prymatowi wewnętrznego prawa kościelnego nad świeckim. Naczelny Sąd Administracyjny w 2018 roku wydał postanowienie o tej treści w odpowiedzi na skargę Rzecznika Praw Obywatelskich, Adama Bodnara. W skierowanym do mnie liście Ministerstwo informuje, że „Nie sposób zaakceptować sytuacji, w której o przynależności do Kościoła, lub jej braku, rozstrzygałby organ państwowy, jakim jest GIODO, na podstawie przepisów powszechnie obowiązujących”.
W demokratycznym państwie prawa takie zasady wydają się nie do pomyślenia. W dużej mierze za taką sytuację odpowiadają niejasne zapisy dotyczące autonomii Kościoła zapisane w Konkordacie – często, tak jak w omawianych przypadkach, interpretowane na niekorzyść obywatelek i obywateli i samego państwa – przez jego własne instytucje i funkcjonariuszy.
W tej sytuacji, by zapewnić realizację konstytucyjnego prawa do dowolnego wstępowania i występowania ze związków wyznaniowych, poza zmianą nastawienia odpowiednich instytucji – i wyzbyciem się przez nie serwilizmu wobec Kościoła – niezbędna jest renegocjacja, lub wypowiedzenie Konkordatu.
I zapewniam, że kiedy tylko warunki polityczne na to pozwolą, Lewica nie zawaha się tego dokonać.