Upadek Solidarności

Upadek Solidarności

Każdego 31 sierpnia – jako członkini pierwszej „Solidarności” –  z coraz większą przykrością patrzę, jak roztrwoniliśmy największy polski sukces ostatnich kilkudziesięciu lat, jakim było powstanie tego wielkiego ruchu społecznego, pokojowa transformacja polityczna i ekonomiczna oraz zainicjowanie procesu przemian w całej Europie.

Na skutek naszych wewnętrznych waśni i międzypartyjnych sporów o interpretację tamtych wydarzeń, legenda Solidarności została zaprzepaszczona, a świat stopniowo przestał postrzegać „Solidarność” jako początek transformacji w całej Europie. Jej miejsce – jako symbolu rozpoczynającego cały łańcuch przemian – zajął upadek Muru Berlińskiego. A przecież nastąpił on w wyniku zrywu „Solidarności”.

Sam związek zawodowy o tej nazwie, zamiast nadal bronić ludzi pracy, przekształcił się w przybudówkę rządzącej partii, popadając we wrogi kobietom klerykalizm (np. wspierając ideę całkowitego zakazu aborcji) i walcząc przeciw prawom seksualnych mniejszości.

Dzisiejsza degrengolada – kłótnie liderów o tablice, o logo, czy o to, kto jest prawdziwym spadkobiercą legendarnego ruchu społecznego – nie ma już nic wspólnego z solidarnością. Jest raczej dowodem na to, że nigdy nie umiemy się dogadać, ani cieszyć z sukcesów, co więcej każdy sukces sami niszczymy i przekształcamy w klęskę.

A mogło być tak pięknie… Polska jeszcze do niedawna była postrzegana jako niekwestionowany lider przemian demokratycznych w Europie.