Miarą pozycji kobiet w kraju jest ich reprezentacja w organach przedstawicielskich. Zbyt wysoka maskulinizacja jest świadectwem dyskryminacji kobiet w życiu politycznym.
Niektórzy powiedzą, że mamy marszałkinię Sejmu oraz mieliśmy cztery premierki. Wyjątek nie potwierdza reguły, kobiety są wciąż bardzo często sprowadzane do funkcji ocieplania wizerunku mężczyzn i stwarzania pozorów równości. Uniemożliwia się im przy tym podejmowanie samodzielnych decyzji politycznych.
Sytuacja, która obserwujemy dziś nosi znamiona patologi. Na dwadzieścia jeden osób w randze ministra, tylko jedna jest kobietą. Natomiast na 460 osób poselskich, tylko 132 są kobietami.
Przy ich 52% udziale w społeczeństwie jest to skandalicznie mało, w Sejmie zapadają decyzje ważne dla wszystkich obywateli oraz obywatelek – to niesprawiedliwe, że podejmowane są one przy tak niskim udziale kobiet.
W związku z tym złożyłam ustawę wprowadzającą obowiązek równej reprezentacji obu płci na listach wyborczych. Zakłada ona także ustanowienie mechanizmu suwakowego – kandydatury kobiet i mężczyzn mają być umieszczone naprzemiennie.
Rozwiązania przyjęte przed 10 laty się nie sprawdziły, aktualny wymóg obecności co najmniej 35% kobiet na listach wyborczych nie zwiększył znacząco ich obecności w polityce.