Moja interwencja w sprawie gliwickiej zieleni

Gliwice zawsze kojarzyły mi się z zielenią. Gdy wychodziłam z budynku dworca, zawsze mnie witały ładne, okazałe drzewa – w porze wiosenno-letniej okryte pięknymi zielonymi liśćmi.

Kiedy pojawiła się perspektywa ich wycięcia, ani chwili się nie wahałam. Postanowiłam wystosować do Urzędu Miasta w Gliwicach moją pilną interwencję. Pomimo protestów mieszkańców, aktywistów oraz mojej interwencji – drzewa wycięto.

Tym samym władze miasta wykazały się daleko idącą krótkowzrocznością, jednocześnie poczyniwszy kolejny już krok w kierunku uczynienia z Gliwic betonowej, smutnej pustyni.

Z uzyskanej odpowiedzi wynika, że wycinka drzew była podyktowana faktem pozostawania w kolizji z projektowanym układem drogowym.

Przeznaczono do wycinki łącznie 65 drzew, większość z nich to okazy powyżej 50 cm obwodu i średnicy korony powyżej 5m. Tylko 13 drzew było chorych, resztę stanowiły okazy zdrowe, które miały przeszkadzać w realizacji inwestycji.

Co więcej, urząd w przesłanym oświadczeniu stwierdził, że przesadzenie drzew byłoby zbyt kosztowne. Należałoby zadać pytanie dlaczego inwestycję przygotowano bez brania pod uwagę drzew, które rosły tam od dziesiątek lat – nie pojawiły się tam znikąd.

Urząd co prawda zapewnia o nasadzeniu 150 nowych drzew, ale podobny poziom rozwoju osiągną one dopiero po wielu latach. Tym samym bezpowrotnie pozbawiono Plac Piastów i okolice dworca kolejowego, dostępu do zieleni, cienia oraz trwale je okaleczono.